ny i chrustu złożone, z dachami słomą i trzciną krytemi, łatwo było podpalić.
Była to pierwsza zemsta za most, który ich wstrzymał. Tu dogasały głownie dymiąc w przekopie, gdy nie opodal płomię buchnęło po rogach mieściny. Lud, który zbiegł z domostwa odpowiedział jękiem ogromnym. Nędzne te chaty były jedynym jego przytułkiem. Wspinano się na mury, aby dojrzeć zkąd szło płomię i czy się co cudem nieda ocalić. Miasteczko położone w dolinie widać było jak na dłoni. Dym buchał z kilku zażegniętych ognisk stłumiony jeszcze, zwolna dobywając się gęstemi kłęby czerwonemi z pod dachów. Wśród rynku, płotów i po ogródkach uwijały się kupy dziczy plądrując, przetrząsając kryjówki i szukając tych co się tam schronić mogli. Kiedy niekiedy jęk bolesny i krzyk radosny dolatywały razem. Pożar szerzył się szybko, gdyż Tatarowie pamiętali o tem, aby od wiatru podłożyć ogień, i mieć w pomoc pęd jego, który niósł iskry i żagwie na dachy. Szerzej jeszcze niż przedtem od mostu, rozjaśniała okolica, nawet bliższe góry zarumieniły się łunami, które, chmury pędzące po niebie odbijały jak zwierciadła
W strumieniu krwawy blask, czynił go jakby potokiem krwią płynącym. Teraz dopiero można było całe niebezpieczeństwo i siły tatarskie rozmierzyć. Zalegali całą dolinę, podzieleni na różne kupy, które niespokojnie kręciły się do koła. Po kikadziesięciu puszczali się pod zamek, stawali wrzeszcząc, jak najbliżej murów, potrząsali łukami, puszczali strzały na lud, który po blankach się ukazywał, i biegli dalej szukając kędyby przystęp był łatwiejszy.
Tymczasem kasztelanic, który z dworaka nagle
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.