Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

który stał w bramie poznawał te twarze i głowy ze zgrozą i spierał się o nie. Kobiety płacząc ręce łamały, starsi stali w ponurem milczeniu.
— Lepszy jassyr! — mówili jedni.
— Lepsza śmierć — odpowiadali drudzy.
Niektórym zdało się, że przy namiocie Szejtana rozpoznawali Dorszaka, chodzącego w krymce tatarskiej na głowie i przyodziewku, jakiego ani Nogajcy, ani Budżaki, ani Lipki nie nosili.
Całą noc, jak się zdawało, potrzeba było w oczekiwaniu i czujno spędzić, bo któż mógł przewidzieć co zdrada obmyśli i spróbować może?
Lud też wszystek zagrzany był niezmiernie zemstą za zamordowanych i gotów ku rozpaczliwej obronie. Wprawne oko tych, co kupy tatarskie widywali, rozliczało tabor ten Tatarów na tysiące, chociaż w ciemnościach dojrzeć było trudno, ale z rozległości obozu wnoszono. Jabłonowski ledwie na tysiąc głów go rachował. Na zamku tych, co bronić się mogli i umieli ani sta nie było, ale mury i woda, brzeg stromy i męztwo wielkie. Wiedziano też że Tatarowie nigdy długo nie stoją i nie trwają w jednem miejscu, a ten rój, zebrany z różnych band rozpierzchłych, prędko rozstroić się musiał.
Od miejscowych ludzi dowiedział się Jabłonowski, że Dorszak pewnie na noc rachował, mając kogoś ze swoich na zamku i zdradliwą jakąś gotując niespodziankę. — Żona jego jak tylko pierwsza wrzawa powstała, zabrać kazawszy co miała swego, schroniła się z Horpynką na wieżę pod opiekę Miecznikowej. Chociaż tylko jedno dziewczę mówiło że postrzegło Tatianę, wierzono iż ona musiała się na zamku ukrywać i przybyła tu niedaremnie. Ludzie suche dachy i kawałki drzewa zbierali, koląc