Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

na drzazgi, aby ogień przez noc dla oświecenia bliższych części zamku utrzymać.
Tak zbiegł czas do północy.
Pierwszy popłoch przeszedł powoli, niektórzy kładli się pod wozami znękani, niedbając już co się z nimi stanie. Powoli gwar ustawał, cisza się rozciągała po nad popieliskami dogorywającej mieściny i na zamku; ostatnie głownie dogasały.... Dolina pełna była duszącego dymu, który wilgotne powietrze przyciskało do ziemi. Kiedy niekiedy odzywały się czaty. Jabłonowski z dziedzińca nie schodził. Był w swoim żywiole i piękna twarz pałała mu rycerskim ogniem; zapomniał o wszystkiem oprócz boju, którego był żądny.
Kobiety patrząc nań zdala z okien nie mogły się powstrzymać od wdzięczności, a Miecznikowa szczególniej bohaterem go znajdowała. Córka żołnierza, nie mogła się nacieszyć młodzieńcem, który i rycerskie przymioty i ogładę dworaka łączył w sobie. W jej oczach był to ideał, o jakim marzyła, żywego nigdy nie spotkawszy w życiu. Bolała, że jej Bóg nie dał takiego syna, a pocichu, wzdychała może żeby takiego mogła mieć zięcia. Daleko chłodniej patrzała nań Jadzia, ale i jej się podobał. Smutno jej tylko było, że chory Janasz nie mógł stanąć obok niego i niepośledniejszej odegrać roli. — Widziała przed sobą kasztelanica, ale myślała więcej o tym, którego nie było....
Jabłonowski, który się często po górnym zamku przesuwał, zobaczywszy w oknie kobiety, podnosił ku nim piękną swą głowę, witał je, otuchy dodawał i zawiązywał krótką z Miecznikową rozmowę. Pani Zboińska nie mogła się owego kawalera tak mężnego, przytomnego i tak zręcznego odchwalić.