Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

się nie dać szerzyć ogniowi. Siekiery znalazły się w wozach u ludzi, drabin kilka było pod murem, śmielszych garstka ofiarowała się na dach.
Nikita chwyciwszy topór, który mu podano, chciał dać przykład i wpadł do murowanego domu, aby probować ratunku ze wnętrza. Wyłamano drzwi, dymu już było pełno.... W progu jakieś ciało leżało zapierające drogę. Nikita schylił się i poznał uduszoną od dymu Tatianę, która jeszcze w konwulsyjnie ściśniętej ręce trzymała drzazgi i siarkowane nici. Nie probując ją cucić, po ciele jej wpadł dalej, inni poszli za nim. Środek dachu zdawał się jeszcze niezajęty od ognia, ale dla gęstego dymu, który oczy wyjadał, trudno było postąpić dalej. Musiano się zwrócić ku drabinom, i po nich wlazłszy dach rąbać.
Jabłonowski zostawiwszy ratunek od ognia Nikicie, sam już tylko pilnował rozstawiając ludzi z rusznicami, ażeby z popłochu nie skorzystała orda. Do koła widać ją było stojącą w dolinie.
Pożar tymczasem coraz się powiększał, ogromne płomieni snopy, chylone od wiatru rzucały się ku dachom jeszcze nietkniętym, których nie było czem ani oblać, ani komu wczas rozerwać. Wprawdzie gromadę z dolnego zamku popędzono do ognia, ale starcy, kobiety, wyrostki, mało co pomódz mogli, Część dachu zawaliła się na pułapy.... belki gorzeć zaczynały.
Miecznikowa z Jadwigą, obie blade i strwożone zeszły milcząc, czekając co Bóg ześle. W tem z górnego piętra usłyszały biegnącego człowieka.
Jadzi uderzyło serce. Był to Janasz, który burkę narzuciwszy na siebie, leciał na ratunek. Dziewczę chciało go wstrzymać, lecz jak obłąkany wy-