nastu koni, a do pierwszej stannicy i pułkownik przecie doda nam od siebie ludzi.
— Sam jeśli trzeba służę — odparł Dulęba.
— Lecz niech ludzie wypoczną — odezwał się ks. Żudra, kilka dni musiemy przynajmniej po tych kilkunastu godzinach dychać, aby siły odzyskać. Janasz ranny i zmęczony. Nikita już się położył, znajdą się i inni.
— A któż zaręczy, że Dorszak nie przyprowadzi ich tu znowu! — odpowiedziała Miecznikowa.
— Za Dorszaka to ja ręczę, mościa dobrodziejko — odezwał się Dulęba. Wątpię, żeby go z tamtego świata puścili ci, którym legitime dusza jego należy.
— Jakto? — zawołała Miecznikowa — ja nic nie wiem.
— Tatarzy są ludzie prędko ekspediujący — mówił Dulęba. Naprowadził ich tu, pościągał, zaręczył znać za znaczną zdobycz i jeńców. Nie udało się. Sąd doraźny stante pede, arkan na szyję, i nim ztąd odjechali, ścięli go, ot, tam w dolinie. Gdzie wina tam i kara. Łaska i to Boża dla nas wszystkich, bośmy się od łotra uwolnili, a i żona jego odetchnie.
— Ale Tatarzy!
Dulęba głową potrząsł.
— Nie przyjdą a przynajmniej nie tak rychło. Zameczek trzebaby oprawić, zda się.
— I kogóż w nim zostawić! Komu powierzyć! Zapytała jakby sama siebie Miecznikowa.
Był moment milczenia.
Janasz ze spuszczonemi stał oczyma, podniósł się zwolna i cichym głosem się odezwał:
— Jeśli pani Miecznikowa rozkaże, bylem jaką taką siłę miał, ja na Gródku zostanę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.