— Panno Miecznikówno, tu czy gdzieindziej, wszak trzeba raz opuścić Mierzejewice.
— Dlaczego?
— Aby mnie nie wypędzono!
— Co się wam śni? ce się wam stało? ręce łamiąc poczęła Jadzia. — Któżby śmiał to uczynić!
Janasz zamilkł.
— Ja to przeczuwam — odezwał się po chwili.
— A ja wam powiadam, że nie dopuszczę abyście tu zostali. Padnę dziś jeszcze do nóg matce. Ale to nie może być!
— Zrobię, co mi każą — odpowiedział Janasz wstrzymując się.
Oczy Jadzi iskrzyły się — podała mu rękę. — Jesteś mi bratem, pamiętaj! nie zdradź mnie, ja potrzebuję cię mieć przy sobie. Proszę ani myśleć o tem i być posłusznym. Dokończyła szybko, ścisnęła go za rękę i powróciła na górę, Korczak potarł czoło, zacisnął usta, poszedł do swych ludzi....
Gdy się ściemniło, wszyscy powoli rozchodzić się poczęli. Pożegnał Kasztelanic Miecznikową, Dulęba także, a że w budynku, którego dach był spalony, na dole niektóre izby zostały nietknięte zawalonym dachem i sprzętu w nich było dosyć — oba się tam na nocleg udali. Agafia także zajęła część dawnego swojego mieszkania.
Tytuń i cybuchy nawet po dawnym gospodarzu znaleźli tu jeszcze goście.... a sofy za wygodne służyły posłanie. Dulęba chodził zamyślony i daleko uparciej milczący niż kiedykolwiek bądź, Kasztelanic za to był gadatliwy i wesół jak nigdy. Dobrali się więc bardzo dobrze.
— Pułkowniku! wołał wyciągając się z rozkoszą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.