To mówiąc obejrzał się na flegmatycznego posła Dorszak, na charty, które się w miasteczku rozporządzać zaczynały, świsnął i kłusem pojechał przodem.
Drugi koniowi też dał ostrogą i w milczeniu ruszył za nim.
Na miasteczku scena ta krótka już była ludzi z domostw wywabiła... Żydzi stali przed karczmami, chłopak jakiś wysworował się w rynek i chart go był już potarmosił, gdy podstarości nań świsnął. Czapki i jarmułki po drodze uchylały się i ludzie kłaniali nizko. Od miasteczka droga nieco pod górę prowadziła na zameczek. Trzeba było przebywać chwiejący się i lichy most, który pod końmi trząsł się cały, naostatek furtą sklepioną wjechali w podwórze.
Tu, jak wprzódy na charty, Dorszak przeraźliwie świsnął — i z pod szopki wyskoczył chłop w koszuli zgrzebnej i wyrostek w świtce krótkiej, którzy konia wzięli. Zsiadał też już i posłaniec powoli, naprzód nieco koniowi popuszczając popręgi. Dopiero gdy tego dopełnił, a zobaczył przed sobą podstarościego, stojącego z oznakami niecierpliwego oczekiwania, nic nie mówiąc począł dobywać z za sukni zawinięty w chustę starannie papier, który panu Dorszakowi wręczył.
— Chodźcie za mną do zamku, to się tam w izbie na dole rozgościcie — odezwał się Podstarości.
— Dziękuję panu — odparł posłany, ale naprzód o koniu i jukach pomyśleć muszę.
Na to nic nie odpowiedział Podstarości i ku zamkowi poszedł szybko. Mrok padał, a w podwórzu murami osłoniętem ciemnawo się robić zaczynało. — Posłaniec wdał się w rozmowę z parobkiem troszcząc
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.