i cała rodzina pozwoli... a, w dodatku jeśli się Miecznik zgodzi.
— A toż co? Miecznikby miał mi jej odmówić? mnie? Jabłonowskiemu.
— Ex ducibus Prussiae, dołożył Dulęba kłaniając się — a no, powoli. Z respektem, Miecznik córkę kocha, jedyne dziecko, bardzo mu to pochlebiać będzie gdy się z nią Jabłonowski ożeni, lecz — szlachcianka w pańskim domu! Los nie do zazdrości. Będą na nią zawsze koso patrzali. Ojciec o tem myśleć musi.
— Matkę będę miał za sobą, już to widzę — zawołał Kasztelanic — dobra, miła kobieta i hic mulier. Gdy ona zechce.
Dulęba głową pokiwał, stanął naprzeciw Jabłonowskiego i rzekł, długą swą wyciągając rękę.
— Z respektem, życzyłbym naprzód wypróbować afekt, bo to być może ogień płomienny, a przytem co też panna powie na to!
— Tu sęk! rozśmiał się młody, a! pułkowniku, nie chwaląc się, gdzież tak łatwo drugiego, coby ze mną poszedł o lepszą, znajdzie.
— A! z respektem! — co powiedzieć na to przysłowie — de gustibus non est disputandum?
Jabłonowski poświstywać zaczął, a Dulęba chodził wielkiemi krokami.
— Cobyś Kasztelanic powiedział na to gdybym ja się z nią ożenił? — zapytał.
Jabłonowski się porwał. — Z kim? co, waszmości?
— A no, z wdową, to moja pierwsza, to jest, tak jak pierwsza miłość, prawie pierwsza, bo tam tych kilka głupstw młodzieńczych liczyć się nie powinno.
— Ale łysina i szron! — zawołał Kasztelanic.
— Pod hełmem, to wiadoma rzecz, łysieje się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.