— Czekaj, nie rwij się, z wami młodemi niewiedzieć jak gadać, zaraz was opanowuje gorączka.
Janasz w istocie drżał.
— Jesteś ranny, życie stawiłeś za nas, a jabym cię miała teraz odprawić! Cóżby ludzie pomyśleli? Zlituj się.
— Niech mnie pani jutro wyśle do jegomości, samowtór pojadę — rzekł Janasz, tam się biją.... Rozejdzie się po świecie o tym napadzie; p. Miecznikowi Bóg tam wie co donieść mogą.... rzecz prosta, że pani mnie z pismem pośle.
Głos mu drżał i jakby tłumione przerywało go łkanie.
— Ale rany twoje.
— Co tam, rany! nie boli mnie nic! — westchnął. I jakby nie chciał już słyszeć tłumaczenia żadnego, dodał żegnając się:
— Jutro będę gotów do drogi — niech pani pismo raczy tylko przysposobić — ja jadę, ja muszę jechać.
Wyszedł nim się Miecznikowa na odpowiedź zebrała. Stała długo zamyślona, łza się jej zakręciła w oku.
— Tak będzie lepiej — tak lepiej. — Gródek oddam Dulębie w opiekę, niech jedzie. Co z oczów to z myśli. Jadzia potęskni i zapomni.
To mówiąc, przypomniała sobie p. Miecznikowa Chorążego, który się o nią starał, który jej był miłym, po którym płakała i o którym.... zapomniała także. Łza się zakręciła w oku.
— Niech jedzie, dosyć już tego niedorzecznego bałamuctwa, dosyć. Chciała siąść zaraz i pisać do Miecznika, lecz oczy miała jakąś mgłą zaszłe. Otarła je i wstała, pisanie odkładając na jutro. Chciała drzwi sypialni otworzyć, coś się im stało, że nie da-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.