o konia. Sam zdjął powoli juki, siodła jednak zrzucić nie dozwolił — dopóki by szkapa nie wypoczęła.
Podstarości minąwszy dół, po kamiennych wschodach szybko wszedł na piętro, a charty za nim pobiegły...
We drzwiach stała nań oczekując kobieta... Spojrzawszy na nią łatwo było poznać typ wschodni.
Średnich lat, niegdyś zapewne piękna bardzo, brunetka z oczyma czarnemi, z brwiami obfitemi, rzymskiego nosa, ust kształtnych, zdawała się zestarzałą przedwcześnie, znużoną, chmurną, ale wyraz energii wielki przetrwał w całej fizyognomii. — Głowę bujnemi okrytą włosami, które się z pod jedwabnej chustki wymykały rozrzucone, niosła dumnie do góry. Miała na sobie odzież białą, a na niej z tureckiej materyi obszerny kaftan. Ciekawemi oczyma nic nie mówiąc, zmierzyła wchodzącego i list, który trzymał w ręku.
Jakby się domyślał, że ją we drzwiach znajdzie, podniósł głowę także, ale się nie pozdrowili nawet. Spotkawszy jego wejrzenie, kobieta odeszła zostawując drzwi otwarte. Izba, do której wszedł za nią Dorszak, była obszerna, a za nią ukazywały się dalsze, dziwnemi zastawione sprzętami, pomiędzy któremi tureckie kufry, sofy i nizkie stoły odbijały od starych krzeseł i szaf ciemnych.
Kobieta założywszy ręce na piersi padła na nizkie siedzenie. Dorszak wchodził zamyślony.
— Głodny jestem jak pies... i psy też głodne być muszą — odezwał się złamanym językiem rusko-polskim...
— Zaraz ci jeść dadzą — obojętnie odpowiedziała
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.