Kasztelanic zarumienił się całując jej rękę.
— Pani Miecznikowo dobrodziejko.... jeśli kto ma komu dziękować to ja wam; z waszej łaski najpiękniejsze dni w życiu przeżyłem, a gdy się kończą — tęskno mi do nich i serce się za wami wyrywać będzie.
A! karz mnie pani jako chcesz! za śmiałość moją, prawda żem młody, że sobą nie władnę, że od rodziców zależę, — ale sercem mojem ja sam władam tylko, a te, Bóg widzi, pannie Miecznikównie oddałem całe i na wiekuistość. To mówiąc i całując rękę Miecznikowej, pokląkł przed nią.
— Pod waszą się opiekę oddaję! — zawołał.
Zarumieniła się p. Zboińska i kładnąc palce na ustach, podniosła go z ziemi.
— Wstań, panie Kasztelanicu — na miłość Bożą, wstań, proszę.
Ze wyruszenia mówić nie mogła.
— Jeżeli afekt wasz dla córki naszej stały a prawdziwy — rzekła w końcu, jeżeli Jadzia wam sprzyjać będzie, jeżeli Kasztelaństwo zezwolą, ja z serca pobłogosławię.
— Nic nie wiem, z zapałem począł Jabłonowski, oprócz że kocham pannę Miecznikównę z serca całego i że byłbym najszczęśliwszym, gdybym ją za sociam vitae mógł pojąć. O to się starać, do tego dążyć nie przestanę, a w p. Miecznikowej dobrodziejce chcę mieć orędowniczkę moją i o łaskę jej błagam.
Po takiem zagajeniu sprawy, Miecznikowa trochę z radości popłakała, łzy otarła i siadłszy w krześle, a przy sobie posadziwszy Kasztelanica, dłuższą z nim o jego rodzinie rozpoczęła rozmowę. Ta dość
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.