Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

— Głowę zakryję i widzieć jej nie chcę, bo kłaniać nie umiem. Bywaj zdrów.
— Nie wiecie jak się to stało?
— Dowiecie się aż nadto wcześnie, daj ty mi święty pokój — niechcę prawić banialuków, a różnie słyszałem.
Rotmistrz kazał od wrót zawrócić, aby przepuścić kolebkę, i Miecznikowa, która już w niej siedziała, wyjechała nie wiedząc nic i nie zobaczywszy Rotmistrza.
Siadłszy na wóz, Janasz na ucho szepnął księdzu Żudrze:
— Albo to lepiej, lub gorzej — ale nasz Miecznik pono nie ranny, tylko w niewoli u Turka.
Znowu tedy lament był nowy.
— Jeśli się skończy na okupie — to jeszcze nic — rzekł Janasz — wieziemy z Gródka czem zań, choćby na wagę złota, zapłacić.
Ludzi kilku zostawiwszy przy kolebce, Janasz z kapelanem pośpieszyli przodem do Mierzejewic, ażeby choć ognia napalić i izby ogrzać kazać, więcej zaś, by się coś pewniejszego dowiedzieć i umówić jak o tem Miecznikową uwiadomić.
Konie, które czuły już blizkość domu, nie potrzebowały być naglone do pośpiechu: rwały się same. Z północy zajechali przed dwór w Mierzejewicach, ciemny zupełnie. Wszyscy spali, nikt się tu powrotu pani nie spodziewał, tylko warta koło budynków chodziła. Na głos Janasza dobrze znany, jeden z wartowników pobiegł zaraz do Podstarościego Wojdy, a drugi począł stukać w okna ochmistrzyni pani Tulskiej, aby co prędzej wstawała. Tulska zlękła się zrazu pożaru i odeszła od przy-