Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

tomności, kobiety płakać i krzyczeć zaczęły, lecz wnet się porozumiano.
Wojda nadbiegł w kożuchu, który narzucił naprędce, buty wdziawszy na bose nogi — i bez czapki.
— Wszelki duch Boga chwali! Janasz! zawołał — a pani?
— Za godzinę najdalej będzie. Co o panu słychać?
— Nic nie wiecie! — spytał Wojda.
— Owszem, gorzej niż nic, bo płoche wieści. Ranny, w niewoli.
— No — tak — w niewoli! — rzekł Wojda. Są listy do Miecznikowej, piszą, że król gotów w zamian zań dać co ma jeńców najprzedniejszych, ale trzeba, żeby tam kto do obozu jechał.
— Toć ja! choć jutro! — zawołał Janasz. Niema co taić przed panią — lepsza pono niewola niż rana.
Wojda głową kręcił. — Obie licha warte.
— A pani zdrowa? — spytał.
— Słyszeliścież wy o nas?
— Tak jak nic.
— Ledwieśmy się Tatarom na zamku obronili.
Wojda krzyknął i za włosy się porwał: — Jezu Nazareński! ale zdrowe!
— Bóg łaskaw.
Tulska biegła do ganku drzwi otwierać. Pobudzili się ludzie, zapalono światła. Zobaczyła jejmość Janasza i krzyknęła.
— Co waćpanu było? Jak Piotrowin wyglądasz....
— Bom chorował i naprawdę jakby z grobu wracam.
— A pani?
— Jedzie, tylko co nie widać — więc ognia na kominy!