wać, odezwał się Wojda. — Pan Miecznik w niewoli u Turka.
— W niewoli! Jezu drogi! i ranny?
— Nie — zdrów jest. Pacuk był razem z jaśnie panem wzięty i umknął: on najlepszą potrafi zdać relacyę.
— Jest tu? — spytała Miecznikowa.
— Jest, aleśmy mu kazali tymczasowo się nie pokazywać, pókiby pani przywołać nie kazała.
— Niech przyjdzie! niech natychmiast przychodzi! odezwała się pani Zboińska — chcę wiedzieć wszystko.
Pacuk był pachołkiem przy Mieczniku, chłopak roztropny, ale prosty. Zaledwie poń posłano, zjawił się, jeszcze w tej odzieży odartej, w jakiej się wyrwał z rąk tureckich.
Litość brała patrząc nań, tak wyglądał zbiedzony i wynędzniały. Przyszedłszy do nóg padł Miecznikowej, zrazu przemówić nie mogąc, płakał i zanosił się od łez, lecz gdy mu mówić nakazano, począł zaraz otarłszy łzy i odzyskując przytomność.
— Po tych wszystkich zwycięztwach i nieszczęśliwościach — rzekł — jakicheśmy doznali i pod tym skaranym Wiedniem, gdzie nas tak przyjęto, że i nieprzyjacielowi nie życzyć lepiej, król jegomość i my z nim pociągnęliśmy zdobywać Parkany przeklęte. Niech już o tem kto inny rozpowiada, dosyć było biedy, anośmy na swojem postawili i znowu Niemcom zamek oddali.
— Siłaby mówić. Pan Miecznik pomimo tych niewygód, ba i pory takiej często że psaby na podwórze nie wypędził, był zdrów i wesół. Dusza się radowała patrząc na niego, bo się ze wszystkiego śmiał, choćby bieda była największa. Nieraz król
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.