uwolnić nie myśli bez osobnego okupu, takiego, jakiby za Miecznika był mógł otrzymać.
Zima nadchodząca, przerwała wojnę nieco, ale niewolę uczyniła nieznośniejszą jeszcze. Noce szczególniej, bez odzieży w zimnym lochu na ziemi wilgotnej, straszne były. Trochę wyżebranej słomy służyło za pościel i okrycie.
Turcy w końcu, gdy mrozy się powiększały, pożałowali marnującego się człowieka — i na nocleg zapędzali go do izby na dole, gdzie chłód mniej był dojmującym. Kajdany, które się zrazu wjadały w ręce i nogi, namulały skórę i wyrobiły sobie łożysko zdrętwiałe, w którem już ból był mniej dojmujący.
Polskich jeńców, po największej części rannych, poddostatkiem było na zamku, ale z temi żadnego nie mógł mieć Janasz stosunku — nie posyłano go tam nigdy.
We trzy tygodnie dopiero po ucieczce Miecznika, ojciec Agi darował mu znowu jeńca Polaka, którego dla pomocy w robocie około domu, przyprowadzono. Był to ciężko ranny szlachcic, towarzysz pancernego znaku, niejaki Zbylutowski, Krakowianin, chłop ogromny, ale nędzą i niewczasem a niewolą wychudzony i przywiedziony do ostatka. Gdy się po raz pierwszy ukazał w podwórcu i spojrzeli sobie w oczy, poznali, że byli jednego rodu i narodu. Zbylutowski spytał go — zkąd?
Z lubelskiego.
— Ja z pod Krakowa.
— Gdzie cię wzięto?
— Samem im w ręce wpadł — rzekł Janasz, alem pana mojego a dobrodzieja miał szczęście uwolnić.
— Słyszałem o tem — odezwał się Zbylutowski. Oba pono zamrzemy tu u nich. Mnie wykupić nie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.