ale coś tam jest! cośby się tam po mojej śmierci znalazło. Ja dzieci nie mam, Stefuś mój w szóstym roczku biedaczyna skończył. Zestarzałem, zeszkapiałem, oczy nie służą, dychawica męczy. Spojrzał na Janasza, który milczał spokojnie, i wziął go za rękę:
— Gdybyś ty mnie chciał służyć i pomagać, a oddać mi się cały, hę? cośby się tam znalazło! Już nikogo nie mam.
— Ja wszystko winienem Miecznikowi — przerwał Janasz.
— A co ci Miecznik da? — zawołał Korczak — dudka na kościele? U mnie zawsze coś tamby się znalazło później. Już to biedy i głodu trzebaby przymrzeć, bo u mnie w domu chudo! ale.... Popatrzał znowu w oczy Janaszowi.
— Hę? gołąbku? co mówisz?
— Dziękuję panu dobrodziejowi za jego łaskawe względy — odparł Janasz. Bez żadnej nawet nadziei i nagrody gotówbym mu służyć, ale — jam do rycerskiego rzemiosła tylko zdatny.
— Piękne rzemiosło — syknął stary — guzy w zysku! Co waszmości potem? Na starość pod kościołem siedzieć: do czego ci to?
— Pan Miecznik mnie wychował jak własne dziecię, słucham go jak ojca, bez niego sobą nie rozporządzam, odezwał się Janasz, a oto i król jegomość, obiecał mi miejsce w swym pułku.
Korczak ramionami ruszył.
— Ale bo ty gołąbku, nie wiesz nic — rzekł — to się tak mówi, propter invidiam, że się niema nic. Ja tam wielkich rzeczy nie mam, ale zawsze coś jest. Kawałek ziemi nie szpetny.... jakbyś go oczyścił. —
Janaszowi pilno było.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/318
Ta strona została uwierzytelniona.