wyglądało okopciałe, brudne, słomą pokryte, bokiem do dziedzińca, z oknami na pół w błonach, pół z drzewa. Przez zarosły dziedzińczyk wiła się ścieżynka kręta, wiodąca do drzwi zamczystych. Obok stała prosta chałupa zastępująca folwark, szopka, która musiała być stajnią i kilka klatek, a w tych domyślać się godziło chlewów i obór.
Wieś nie opodal rozłożona nad rzeczułką, daleko zamożniej wyglądała od dworu. Położenie było wesołe i piękne. Na wzgórzu murowany kościołek i plebania panowały okolicy.
W dzień zimowy, furka dosyć nędzna stanęła u wrót dworu, których otworzyć nie było komu. — Dwa brzydkie psy, z sierścią najeżoną, wyskoczyły ujadając ku bramie; postać jakaś w kożuszku brudnym ukazała się na progu murowanki i znikła. Mężczyzna młody wysiadł z sanek i począł furtki szukać dla wnijścia, ale tej nie było i wrota trzeba było zasypane śniegiem odsunąć nieco, aby się dostać w podwórze.
Widząc, że przybyły tak stanowczo się dobija, wyszedł chłopak odarty z chałupy.
— Jest pan Korczak w domu? — zapytał gość.
Chłopak patrzał i milczał, nie śmiał odpowiadać. Po chwili zapytał sam:
— A wasza miłość kto?
— Pytam cię o pana?
— Albo ja wiem.
Postać w kożuszku pokazała się w progu, chłopiec na nią rękę zwrócił.
Przybyły broniąc się jak mógł psom, zbliżył się do murowanki. Po kilkaroć stojący tam w kożuszynie, to chował się, to pokazywał....
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/336
Ta strona została uwierzytelniona.