kładnąc winę na Miecznika, część więc życia pokrył zupełnie, mówił tylko o niewoli, o spotkaniu z Korczakiem i o schronieniu, którego potrzebując, znalazł tutaj.
— A wytrzymaszże waszmość z tym kutwą, na skwarkach i oleju? — spytał ksiądz.
— Niewola turecka wiele uczy.
Pomimo, że nie potakiwał wcale proboszczowi, podobał mu się widać Janasz, bo po chwili ksiądz rzekł:
— Dałci mi naukę, za którą, choć duchowny, wdzięcznym być muszę. Jestem do zbytku gorączka i oburza mnie ludzka złość niepomiernie. Jako ksiądz pobłażliwszymbym być powinien, ale natury nie zwyciężyć, choć człowiek nad tem pracuje! Bardzo mi waćpana żal, że cię losy do tego sknery zagnały — ale to wasza rzecz. Kiedy ci z tem dobrze, co mnie do tego. Ino słuchaj — jakbyś z głodu marł, przyjdź do mnie na barszcz, in extremis. To mówiąc poszedł żwawo wywijając laską.
Zaledwie Janasz do murowanki powrócił, gdy się drzwi otworzyły i Kożuszek, straszliwie przeżuwając i gębę krzywiąc, co było u niego znakiem zakłopotania i złego humoru, wsunął się.
— A co? już z klechąścię się zetknęli? — wybuchnął — cóż ci mówił, gołąbku? Prawda? wieszał psy na mnie?
— Nie — bo jabym tego nie zniósł — odparł Janasz. Mieszkamy razem, jestem u waszmości w domu, więcbym pokrzywdzić nie dał.
Korczak spojrzał zdumiony, prawie uszom niedowierzając.
— Aniołku, serce — chyba kłamiesz? odparł po
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/344
Ta strona została uwierzytelniona.