Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/347

Ta strona została uwierzytelniona.

najgorsze, jakie miał i to z bolesnem westchnieniem. — Kiedy się to powróci! — rzekł cicho. Fura pełna była siana, obroku i chleba, obrachowanych na podróż z powrotem. Koń wyglądał jakby długie odbywał posty, chłopak miał siermiężkę łataną, ale Janaszowi wszystko to było obojętnem. Pożegnał starego — powlekli się.
Tegoż samego dnia, ponieważ izba zajmowana przez Janasza i przez niego wyporządzona, była daleko wygodniejszą niż jego własna, Skwarka się wniósł do niej ze wszystkiem mieniem swojem.
— Młodemu to wszystko jedno! — mruknął dla uspokojenia sumienia.






Po zapustach i wyjeździe Kasztelanica, w Mierzejewicach znowu pusto było, cicho i smutno. Jadzi chodziła jak dawniej z żałobną swą twarzą, która tylko promyk czasem jaki rozjaśnił, gdy na równią smutne oblicza rodziców spojrzała. Dla nich przyemuszała się do uśmiechu i wesołości, ale nie było to już dawne dziewczęcia wesele, ani dawna Jadzia, której śmiech i śpiew cały dom napełniał życiem.
Od tego wieczora, gdy Miecznikowa nakłoniła męża, aby o Janaszu zamilczano i odprawiono go w świat tak bez litości — jakby sobie słowo dali oboje, nie wspomnieli o nim więcej. Gdy Nikita chmurny powrócił i odwiózł Miecznikowi pieniądze nietknięte, wcale tem nie zdziwiony stary, schował je napowrót pod klucz, słowa nie rzekł, ale chodził jak struty. Żonie raz tylko szepnął:
— A co, nie mówiłem? pieniądze powróciły.
Zbladła jejmość, zmięszała się i potem nie mówili już więcej. Zdawało się jej i jemu, że spełnili obo-