jak my w Sandomirskiem, pana Skwarkę — nie miał świat i Korona. Można go było pokazywać jako monstrum, bo spojrzawszy nań, szelągaby zań nikt nie dał, a zostawił po sobie fortunę, jaką daj Boże każdemu. Żył skwarkami i chlebem, albo chlebem z olejem, chodził w kożuszku zatłuszczonym, mieszkał w chlewku. Wyprawiał z sobą dziwy, dziwy z ludźmi, którzy się z niego śmieli, a on śmiał się z nimi.
Pieniacz był nielada, bez procesu żyć by nie mógł, ale prawników odsyłał do miłosierdzia Bożego po zapłatę. Ani sługi, ani parobka nie nagrodził po ludzku, i tak całe życie sterał. Pod koniec, słabszym się czując, wziął sobie nieszczęśliwego jakiegoś krewniaka czy imiennika, którym się wysługiwał jak murzynem. Ale cóż? tacy ludzie szczęście mają; proboszcz, który mi to opowiadał, a patrzał dzień w dzień na życie jego i sprawy, — mówi, że równie skromnego, poczciwego, spokojnego, dobrego chłopca ze świecą szukać. — Co z nim stary kutwa wyrabiał, na wołowejby skórze nie spisał.
Między innemi rzecz taka: Gdy ów krewniak przybył, w murowance, gdzie stary z pająkami i szczurami mieszkał, nie było dla niego kąta. Dał mu izbę z rozbitym piecem, pustkę okrutną, którą sobie przybyły urządził własnemi rękami, poprawił, oczyścił i uczynił mieszkalną.
Gdy kutwa zobaczył, że to po ludzku wyglądało, wyprawił chłopaka do Lublina, a sam przeniósł się do jego izby. Koniec końcem, jednak, że umrzeć każdemu wreszcie potrzeba, stary się poczuł źle, nogi puchły i wziąwszy słowo od biednego krewniaka, że majątku nie straci, zapisał mu wszystko, a tak ów Korczak nagle do fortuny przyszedł.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/366
Ta strona została uwierzytelniona.