Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/381

Ta strona została uwierzytelniona.

— I o włos się to nie stało. Waszeć mnie znasz? hę? ja gdy w drogę się wybieram, zawsze godzinę jestem wcześniej gotów niż trzeba. To już taka natura.
Kazał sobie podać Zboiński kożuszek podróżny — Janasz go podpasał; włożył buty ciepłe, wziął koszturek w rękę. Żegnali się czule, Korczak prowadził go do bryki. Miecznik siadł.
Z odkrytą głową stał przed nim Korczak, łzy mu się w oczach kręciły. Już prawie konie ruszać miały, gdy Zboiński się odwrócił, po ramieniu uderzył Janasza.
— Słuchaj-że, panie Starosto — zawołał — jak tylko ci król da urlop — czekam waszmości w Mierzejewicach.
Słowa te wymówił głośno, wyraźnie, powoli — i dodał:
— Ruszaj!
Konie nawykłe do tego głosu, z kopyta pomknęły. Korczak chciał rękę pochwycić, ale już było zapóźno. Miecznik uśmiechając się ręką go żegnał i powtórzył:
— Do zobaczenia w Mierzejewicach!






Jak p. Miecznik wesół do domu wrócił i przyjemnie żonę humorem swym zadziwił — o tem szeroko pisać nie widziemy potrzeby. Z Jadzią się przywitał po staremu w czoło ją pocałowawszy.
Mówił wiele twarzą, ale ustami nic. Wytrzymał tak chwilę — potem niby obojętnie.
— Ale — ale — spotkałem w Żółkwi Janasza, wiedzie mu się też, wiedzie.... Król mu Starostwo dał, a królowa jejmość chce go z jakąś Francuzicą oże-