Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

doszedłszy do niej, uciekła. Cerę miała zwiędłą, oczy zapadłe; wychudłe ramiona, chude ręce a zapracowane dłonie. Niosąc miskę, chleb i flaszkę, patrzała w oczy nieznajomemu, jakby wylękła i zdziwiona.
Postawiła śniadanie na małym stoliczku, przysunęła ławkę, obejrzała się w koło, rączkami chwyciła za koniec fartuszka i odsunąwszy się ku drzwiom, ze spuszczonemi oczyma czekała.
Nikicie się nie bardzo jeść chciało.
— E, co wy na mnie będziecie czekali — rzekł — ja powoli jem.
Dziewczę spojrzało bystro, zarumieniło się, jak te istoty się rumienią, którym krwi nawet na rumieniec nie staje, machnęło ręką, ale stało.
Nikita patrzał na to biedactwo.
— Jak tobie na imie?
Zasłoniła się aż fartuszkiem i z za niego szepnęła: — Horpyna!
Raz otworzywszy usta ośmieliła się widać i ciągle mnąc w ręku końce fartucha, poczęła cichuteńko:
— Pani z wami chce mówić, ale... ale...
Nikita patrzał ciekawie.
— Jak Tatiana pójdzie na miasto... bo ona donosi... a nietrzeba, żeby kto wiedział.
Odprawiwszy to poselstwo trudne, pomyślała chwilkę czy już wszystko i pędem skoczywszy do drzwi, wybiegła. Słychać było jej bose nogi na wschodach.
Nikita się zamyślił, głową kręcił, tajemnica ta wydała mu się bardzo dziwną.
Około południa, nie mając co robić, poszedł w dziedziniec; potrzebaż było stajnie dla koni obmyśleć. Nic tu do nich podobnego nie było, ale pod