tylko zamku reszty, dominikański i kapucyński klasztor całą były ozdobą. Dom zajęto w rynku i rozgościli się swobodnie oddychając, a też i deszcz jesienny, który długo wisiał nad niemi, lać zaczął... Ks. Żudra nie zważając nań poszedł zaraz do ks. Dominikanów.
Było to nad wieczorem. Przeora znalazł w domu, trafem dziwnym był nim dawny znajomy, niegdyś żołnierz także, którego potem w habicie spotykał ks. Żudra — ks. Jacek Zając.
Zobaczywszy go aż się Przeor przeżegnał.
— A ty tu ojcze co robisz? wszelki duch pana Boga chwali! Zkądeś się wziął?
— Z deszczem spadłem, śmiejąc się odparł Kapelan.
Posadziwszy go tedy i lampeczkę wina kazawszy przynieść, począł dopytywać ks. Zając... Wszyscy naówczas ciekawi byli tej wyprawy króla Jana przeciwko niewiernym, o której sława się rozchodziła, że w lidze z innemi monarchami chrześcijańskimi zadać może cios śmiertelny potędze Turków w Europie.
Tu na kresach niemal siedząc, daleko mniej wiedziano co się na drugiej granicy działo, więc pytań było bez końca. O ile mógł zaspokajał je ks. Żudra.
— Ojcze najprzewielebniejszy, rzekł w końcu — dajcież mi też dopytać się u was o to czego potrzeba...
— Mów! księżuniu — odparł Przeor wesoło...
— Macie tedy wiedzieć, żem ja tu nie sam przybył i nie per pedes apostolorum, ale z dworem mojej pani a dobrodziejki, pani Miecznikowej Zboińskiej z Mierzejewic.
Jedziemy, mogę powiedzieć, na kraj świata. Święta i zacna jest pani nasza, ale gdy czego zapragnie,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.