Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

żywszy rewerencyę ks. Przeorowi i uściskawszy brata — co mam robić? Na hutor mój powrócę.
— W tę samą stronę?
— Ono to w tę samą...
— Przyłącz-że się W. mość do nas — zawołała Miecznikowa, najprzód koń i nic kosztować nie będzie, a potem, jak da Bóg do Gródka... jeszcze się coś znajdzie...
Skłonił się do samej ziemi Cześnikowicz i odezwał:
— Na powodyra zdam się — a gdyby przyszło i ognia krzesać... przecież to Sieniutów krew... nie zawiedzie... Klnę się — ale tego — i submituję...
Próźno już było i pracować nad panią Miecznikową, która pożegnawszy Przeora, zostawując ofiarę na kościół, odjechała do gospody... dokąd Sieniuta się na wieczór stawić obiecał, oznajmiwszy, że ma samopał, pistolet i szablę...
Zaraz tedy nie czekając broń kazano w Konstantynowie opatrzeć, ludziom ładunki pobrać... a że się pod noc jaskrawo wyjaśniło, nazajutrz w dalszą podróż do dnia wyruszyć miano...






Wedle zapowiedzi Cześnikowicza Sieniuty, który z samopałem, wąsa nastrzępiwszy jechał przodem, mila tylko już pozostawała do Gródka... kraj coraz się stawał dzikszym, piękniejszym, górzystszym, a droga coraz gorszą. Na tę jedną milę parę godzin dnia pozostałych nie było za wiele, gdyż wlec się musiano niemal noga za nogą. Powymywane ścieżyny, któremi tylko dwukołowe arby czasem się przewlókły, na kolebkę za ciasne, pełne kamieni