Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczułka płynąca po skałach, szare gdzie niegdzie ściany głazów, mimo wieczornego mroku, stanowiły krajobraz bardzo wdzięczny. Lecz rozpatrywać się w nim nie było czasu. Nikita już izby poprzeznaczał w myśli dla dworu i czeladzi. Dół zajmować miały kuchnię i straż. Szli tedy na górę. Dorszak chmurny nie mówił nic.
Pierwsze piętro jako tako obmyte, oczyszczone, opatrzone w ławy i stoły, z ogniem na kominach, nie przeraziło bardzo przybyłych. Zaszły kobiety aż do kaplicy, gdzie Nikita też o ile umiał, trochę zrobił porządku. Nawet obraz rozdarty, który wisiał na pół, przybił, obmył i okazał się Chrystus na krzyżu, starego greckiego znać malowania, a pod nim Jan Ś-ty i Matka Boża. Nie było to pewnie arcydzieło sztuki, lecz wielka idea ofiary biła i z tego starego obrazu i wszyscy przed nim na modlitwę poklękli. Ksiądz Żudra przesunąwszy się na przód, zajął swe miejsce na wschodku i litanią odmawiać począł głośno.
Mrok wdzierający się przez szyby wązkich okien, nadawał tej scenie nieprzygotowanej, dziwnej, charakter poważny i tajemniczy. Podróżni ci w ubraniach pyłem okrytych, w ubiorach zmiętych, z twarzami zmęczonemi, rozpoczynali życie na pustkowiu tem u kresów, od modlitwy.
Dorszak nie wchodząc do kapliczki za niemi, bo ledwie kilka osób pomieścić mogła, zdala od progu, przypatrywał się z twarzą chmurną i posępną.
Dopiero po ukończeniu litanii, wstawszy, Miecznikowa się odezwała do Podstarościego:
— Widzisz waszmość, nie jest tu tak źle, a jeszcze i kapliczka w dodatku. Jutro nam ksiądz Żu-