Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

Od czasu jak Turcy Kamieniec zajęli i zamki poobsadzali, mało kto ważył się mieszkać w tych stronach, i wprzódy już dość pustych. Majętności, jakie tam szlachta posiadała, przez rządców i dzierżawców trzymane, rzadko pana widywały, a płacił z nich co kto chciał, najczęściej nic, bo pozorów nie brakło, aby się od tego uwolnić.
Pustoszały i zarastały pola, niszczały zamki i dwory, czekano lepszych czasów.
Na granicy Podola, w kącie dosyć odosobnionym, między wzgórzami porosłemi dębiną i gęstemi krzakami, z pośrodka których gdzieniegdzie nagie boki skał wyglądały, stał zasunięty głęboko stary zameczek obronny niegdyś, którego mury jeszcze się dotąd w dosyć dobrym stanie utrzymywały. Okolica była mało osiedlona, wzgórza po większej części lasem okryte, pól wydartych mało i podróżny — który przypadkiem tu zawitał, stawał zdziwiony na widok zamczyska niezapowiadającego się niczem w okolicy.
Drogi wiodące doń były tak mało wyjeżdżone, że gdyby deszcze i słoty ich nie wymywały, dawnoby chwasty porosły. W tym kraju dosyć jest małej rozpadliny w ziemi, którą struga wody z góry ściekać może, aby w przeciągu niewielu lat, stała się wąwozem.
Gdziekolwiek wozy przejeżdżały a wybiły koleje, popłynął deszcz, uniósł z sobą gliniastą ziemię i robił trwały gościniec. Mało go potem ludzka poprawiała ręka. Czasu na to nie było. Jeżeli w poprzek przebiegła woda i wyryła dół, nie stawiono mostu; co najwięcej rzucił kto dla przejazdu wiązkę chróstu lub trochę kamieni i po nich się dostawano na brzeg drogi.