— Co to jest kupiec i syn kupca? — spytała. — Czy jesteśmy w Indyach? Dlaczego pan towarzystwo wykształcone masz za tak wyłączne?...
— Bo ono niem jeszcze jest — rzekł Gucio.
— Czemuż go przerobić się nie staracie... dlaczegoby to nie miało być posłanictwem waszem, jeśli czujecie godność i równość swoją. Tem usuwaniem się właśnie odosabniacie starą arystokracyę i trzymacie ją w jej zamkniętem kole... Wiele w tem z waszej strony i dumy jest... — pozwól sobie powiedzieć — lenistwa duchowego... nie kochacie nas więc jak braci?
Gdybyście w istocie mieli ku nam miłość chrześcijańską, a nie pogańskie uprzedzenie — szlibyście z apostolstwem gorącem przebojem do tych salonów, które są odgrodzone od świata, wznieślibyście do nich żywioł nowy... zdrowy, ożywczy...
Moroz wysłuchał, spojrzał na śliczą panią, mówiącą z zapałem i skłonił przed nią głowę z uszanowaniem...
— Dajesz mi pani tak dobrą naukę, tak zdrowy pogląd na sprawę stosunków społecznych, że jakkolwiekbym się z panią rad pokłócić, nie mogę. Masz pani słuszność — w tym względzie nie jesteśmy na wysokości naszego stanowiska. Coś jednak się da powiedzieć na ułagodzenie sądu... Przeszłość cała, byt długi w podrzędnem położeniu, upokorzenia wiekowe, nie dozwalają nam odrazu poczuć w sobie siły, jaką mieć powinniśmy... Jest to słabość, nieudolność, ale avec des circonstances atténuantes.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.