Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Karlińska, obywatelka z Płockiego, z dwiema pięknemi córkami, osoba niemłoda, chorowita i niemal jawnie wzdychająca do pozbycia się Józi i Stasi, rozumie się w jak najświetniejszych warunkach, na co obie panienki zasługiwały.
Pani Karlińska odbywała już podróże do wód od lat kilku, jeździła do Karlsbad, Ostendy, Ems, Spa i miała przeliczne znajomości po świecie całym. Ewelina, Starża i znaczna część gości była jej poufale znajomą. Osoba była dobra, zacna, miła, zgodna, ale miała tę słabość, że się straszliwie obawiała, aby Józia i Stasia nie zostały staremi pannami.
Józia i Stasia, hoże, rumiane, wesołe, dobrze wychowane, łagodne, miały za sobą wszystko, oprócz posagów, które były enigmatyczne...
Majątek był bardzo znaczny... ale oprócz Józi i Stasi, mieli państwo Karlińscy dwóch synów, żyli na wielką stopę, panny były przywykłe do elegancyi i zbytku. Ubogi nie śmiał się do nich posunąć, a bogaci szukają zwykle jeszcze bogatszych. Wiedziano przytem, że pani Karlińska, z domu hrabianka Odgórska, za lada kogoby ani Józi ani Stasi nie wydała... potrzeba było koniecznie imienia.
Biedna, chora mama stękając woziła swe rozkwitłe różyczki... a nigdzie... nikt nie śmiał się do nich przybliżyć. To czyniło ją smutną i budziło mizantropijne uwagi nad teraźniejszym światem i ludźmi... Tak śliczne panny!!