Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

i opiekuńskie przywileje nad sobą — pozwólże w imię ich spytać... co pani jest? znajduję ją zmienioną...
— Co mi jest? — odpowiedziała Ewelina — ale, kochany przyjacielu, mnie trudno jest samej przed sobą wytłumaczyć się z tego stanu apatyi i odrętwienia — cóż dopiero przed tobą? Jestem chora, to prawda, na tę chorobę wieku, nierozpoznaną przez lekarzy, która się zowie — zwątpieniem, znużeniem, prostracyą...
Wiesz, że w ciężkich chorobach, czepia się człowieka dziwactwo, nadzieja uleczenia środkami najśmieszniejszemi. Tak było ze mną, łudziłam się tu jadąc — tu jadąc! powtórzyła z przyciskiem i uśmiechem smutnym — tu!... że znajdę jakichś nowych, lepszych, wyjątkowych, wybranych ludzi, że mnie to z nimi, ze światem i życiem pogodzi... Tymczasem oprócz was...
— Baronowo, bądźmy szczersi... — rzekł Starża — czyś się zawiodła także i na... panu Augustynie? Zdaje mi się, że... rąbnę szczerze, że on cię obchodzi i zajmuje?...
Ewelina skrzywiła się nieco...
— Mów: obchodził... zajmował, w czasie przeszłym — odpowiedziała potrząsając główką. — Bardzo to w istocie zacny, miły, światły młodzieniec, istota sympatyczna... widzicie, jestem zupełnie otwartą, — ale chłodny, dziwnie chłodny i zbyt pilnujący siebie, a zbrojny, jak niezdobyta twierdza, która się obawia napaści...
— Czy dlatego — rzekł uśmiechając się Starża — iż nie śmie ci okazać, że się śmiertelnie zakochał?