Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Potomski jużby się był może i oświadczył, w tem przybywają dwie panny Karlińskie, dwie różyczki rozwite świeżo... Józia i Stasia... Potomski jest wielbicielem właśnie takich rozwitych i pełnych różyczek... to go powstrzymuje. Baronowa widzi go ponuro ciągnącym w ślady pięknych panien, a piękne panny nie odstraszające się jego łysiną... Mama już robiła małą enquéte preparatoire o szlachectwie i majątku Potomskiego na wszelki wypadek.
— No i cóż dalej, co dalej — podchwyciła Ewelina — mów, mów... Widzę, że już się wstrzymujesz, a ja dziś ze smutku i nudy ogromną ilość ploteczek połknąć jestem gotową, ty... masz je zawsze w zapasie stary przyjacielu, potrząś sakiewkę podróżną...
— Niestety... próżne już te sakwy moje — odparł Starża... nie mam już w nich nic, prócz trochę złośliwego projektu Hamowskiego. Znacie państwo tego oryginała w węgierce, który tak głośno gada jakby sam był głuchy, śmieje się burzliwie i rozsiada przy stole bez względu na to, że jest w ciasno zaludnionej Europie nie w domu... Poczciwy ów szlachcic oburzony tem, że Darnocha odgrywa tu rolę panicza i hrabiątka, zbiera się na zapoznanie z prezesem aby przy zdarzonej okoliczności udzielić mu prawdziwej genealogii przyszłego zięcia. W innym człowieku nazwałbym to złośliwością, u Hamowskiego jest to proste oburzenie na fałsz którym się brzydzi...
Ewelina uśmiechnęła się.