Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

letach pisze hrabią, a jam to hrabstwo widział na folwarku z bizunem ekonomskim w tarczy... o! to mu tego nie przepuszczę płazem...
Jeżeli Burski tak go kocha i ceni jego osobiste przymioty, że pominąwszy pochodzenie odda mu rękę szanownej córki swej — bardzo ślicznie! nie mam nic przeciw temu, gotówem stanąć za świadka przy intercyzie. Wszakże jako uczciwy człowiek kłamstwa jawnego nie zniosę... byłoby to tak jakbym patrzał na złodzieja wyciągającego chustkę sąsiadowi z kieszeni — i milczał! tacens consentire videtur! toćbym mu był wspólnikiem do oszukaństwa...
Przeszkodą dla Hamowskiego było, że nie znał prezesa, bo prezes człek ostrożny, nosił zagranicą wszystkie wstążeczki od swych orderów i nie łatwo zapoznawał się z Polakami, wogóle dlań podejrzanymi. Ale znajomości u wód robią się łatwo, a często i choć niezbyt miłe, są nieuniknione. Pawłowski radca z Petersburga więc człek nie podejrzany, sam zaprezentował pana Hamowskiego Burskiemu.
W pierwszej rozmowie, szlachcic bardzo cierpliwie wysłuchał zwyczajnych opowiadań prezesa o jego dawnej roli politycznej, znaczeniu, naradach z ministrami, i t. p.
Prezes tak o tem mówić lubił, że niekiedy sławną swą rozmowę z Bibikowem (którą wszyscy we trzech guberniach na pamięć umieli) po trzy razy jednego wieczora powtarzał. Hamowski ujął go tem, że jej wysłuchał, nie wedle skróconej re-