gdyby w tej chwili ze drzwi kursalu nie wybiegł wysoki mężczyzna, (mylę się, bo to kawaler nie mężczyzna, a kawaler jest tem względem mężczyzny, czem dama w porównaniu z kobietą).
Nowo przybyły, słusznego wzrostu, ślicznej figury, zbudowany jak posąg, ubrany jakby go Human pokochał... miał twarz angielską: długą, włosy blond, bakenbardy piękne, rozłożyste, kotletowe, lordowskie... a zresztą... doprawdy nic się o nim powiedzieć nie daje.
Jak narody szczęśliwe pozbawione są historyi, tak porządni ludzie nie mają zwykle fizyognomii.. Pilno się nawet o to starają, aby jej nie mieć... bo fizyognomia odznacza, mówi, zdradza, a przyzwoity człowiek chowa swą duszę głęboko.
Był to jeden z tych kawalerów, jakich się tysiącami spotyka na bulwarach paryskich... Możemy tylko dodać, że miał niepokalanej białości kamizelkę pikową na piersiach, rękawiczki obcisłe, buty lakierowane i krawat negliżowy niezmiernego uroku. Guziki jego koszuli były to dzieła artystyczne, od Froment Meurice...
Wszakże go już znać powinniście?
Młodzieniec wybiegł z kursalu, widocznie dążąc do stoliczka, przy którym siedziała dama, która może nawet trochę czekała na niego; uchylił kapelusz... witał niespokojnie...