Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

wiek miał nieprzyjaciół i... antecedensa jakieś, przeszkadzające skutecznemu poparciu jego interesów — ale się spodziewała, że plotkę tę udusić, utopić, zatrzeć lub pokryć potrafi...
Wysłano natychmiast szukać Darnochy i znaleziono go tam, gdzie był zwykł spędzać wolne od pracy chwile — przy stoliku gry... Młodzieniec, ściągnąwszy szczupłą wygranę, nadbiegł... Hrabina przyjęła go zimno, — domyślił się, że coś zaszło, ale nie uląkł się zbytecznie... Miał powody ufania sobie...
— Co ja z wami mam biedy! — zawołała hrabina, siadając w ładnej pozie na szezlągu, z głową spuszczoną, która dozwalała wzrokiem od dołu przenikającym, wyrazistym go mierzyć. — Powiedzże mi pan co znowu za historye się dzieją? Dlaczego macie tak zajadłego nieprzyjaciela w tym jakimś Chamowskim... Hamowskim... Chamskim... nie wiem. Wystaw sobie, że przed godziną, zapewne naumyślnie, wygadał się przed prezesem, że zna waszego ojca, familię... że ojciec zajmuje w kraju stanowisko nader podrzędne... Tak tem głowę nabił prezesowi, że cały zmieszany wpadł do mnie skarżyć się, radzić... Il en perdait la tète... Co to jest? na Boga! co to jest?
Hrabina mówiła słowy przerywanemi... niespokojna, kwaśna, bawiąc się sznurami swego rannego stroju. Darnocha stał, jak winowajca, zbladł... zdrętwiał... Potrzeba jednak było lub uznać się zwyciężonym i zabitym, albo zuchwalstwem nad-