Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu znowu wypadło mu zakończyć rozmowę jakim wykrętem, przybrał postawę dumną, posępną — pewną siebie.
— Cóż pan myślisz? mów? — spytała protektorka.
— Daruj mi pani, że w tej chwili powiedzieć tego nie mogę — ale zapewniam, że świetne odniosę zwycięstwo... Proszę mi dać czas... Znajdę środki.
Hrabina wyciągnęła mu do pocałowania dłoń białą, wzdychając; Darnocha zbliżył usta, wycisnął na niej najgorętszy całus, na jaki się mógł zdobyć, położył rękę na sercu i zniknął.
Il est vraiment charmant! — cicho, patrząc za nim szepnęła zalotnica — żalby mi go było stracić... Quelle tournure.


Sam dobrze nie wiedząc, co pocznie, zły i przybity, wyszedł młody człowiek, usiłując zebrać myśli... Wlókł się wzdłuż lip i platanów, nie widząc nic... klnąc losy i ludzi, gdy go za rękę biegnąca pochwyciła prezesowa... Z twarzy jej poznał, że już wiedziała o wszystkiem, a z uczynionego kroku mógł się domyśleć, że całkiem łaski nie stracił. To mu nieco dodało odwagi.
Prezesowa kochała córkę tą miłością ślepą, egoistyczną, która nie rozumuje co pożyteczne lub szkodliwe, a pragnie na razie dogodzić...
Nie roztrząsała przyszłości, szło jej o to, by Hersylka nie płakała, nie dąsała się, nie była