Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

Głucha, na wiatr rzucona obietnica „pomsty nad grzesznymi“ skutkowała tyle, że pogłoski przycichły. Oczekiwano. A że termin tryumfu niewinności nie był ściśle oznaczony... im dłużej się spełnienie obietnicy przeciągało, a Darnocha chodził śmiało i wesół, tem sprawa jego wszystkim zdawała się lepszą...
Hamowski ruszał ramionami i śmiał się.


Tymczasem inni goście wodni pędzili żywot powszedni żadną nie zaczerniony chmurą... z rana myśląc, jak się zabawią wieczorem, wieczorem układając projekta na jutro.
Nieszczęśliwy Ferdynand Potomski, choć tego z powierzchowności jego poznać nie było można, dotąd nie mógł na sobie wymódz stanowczego jakiegoś postanowienia... Z rana zwykle ogarniało go zwątpienie... myślał się oświadczyć wdowie i zakończyć żywot kawalerski małżeństwem rozsądnem; około południa, zobaczywszy panny Karlińskie, zakochiwał się w Stasi lub Józi, miłość ta rosła przez dzień cały, dościgała kulminacyjnego punktu na koncercie lub balu, marzeniami jeszcze przedłużała się do świtu a z białym porankiem rozpraszała... i nikła... Powtarzało się to nazbyt długo i niecierpliwiło panią baronowę, której humor nie czynił zbyt miłą... Ale nieźle, przyznać trzeba, udawała cierpliwą, obiecując sobie utrapienia te powetować później...