Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

było ciepło, towarzystwo miłe... wody tak służyły... tyle tu z sobą przywieźli wcale nieziszczonych nadziej, tyle doznanych zawodów chcieli powetować — nie koniecznie u zielonego stołu który pochłonął jednak dosyć pieniędzy, czasu i wstydu!
Ale ostatecznie trzeba się było rozstać z tą gospodą... choć... w Hamburgu bawią się niektórzy całą zimę... To jednak nie jest w dobrym tonie... na zimę trzeba być koniecznie w mieście... lub ruszać do Włoch marznąć... pod lazurowem niebem w nieopalonych salonach... z niepoprzymykanemi oknami.
Niektórzy, pożegnawszy Najadę źródła, z którego nie pili i Dryady, parku po którym wzdychali — odjeżdżali już na prawdę łzami rosząc aleję, wiodącą do czarownego Biberich... inni się wybierali tylko... powoli...
Pobyt wszakże naszych gości u wód, mimo wielu zawodów, niecałkiem był bezowocnym... Nie mówimy o zdrowiu, gdyż wiadomo powszechnie, że wody skutkują dopiero kiedyś później i to, jeśli się je pije najmniej pięć lat z kolei!... ale pani von Dorfer wywoziła z sobą przyszłego małżonka, wcale dobrze zakonserwowanego, który oświadczywszy się w istocie, otrzymawszy przyrzeczenie damy... teraz znowu rozmyślał rankami i wieczorami, czy się zbytnio nie pospieszył i głupstwa nie zrobił. Wprawdzie ściśle biorąc, mógł się wycofać jeszcze — ale wdowa pilnowała narzeczonego i nie spuszczała go z oka. Przywiązanie wzajemne, które służyło przecież za pozorny powód do przyszłych ślubów — nie wesoło jakoś