Kochała Gucia miłością prawdziwie macierzyńską, bo też mu zastąpiła wcześnie zmarłą matkę i było to jej dziecię... jej ulubieniec... dla niego jednego gotową była nadwyrężyć porządek domowy, zmienić program przedwieczny... Gucio w jej oczach był wszelaką doskonałością, ideałem, cudem, myślała o nim, czekała na niego, płakała, gdy wyjeżdżał, witała go ze łzami, chodziła na palcach, gdy zasnął.
Gdy po rozstaniu dłuższem przybywał Gucio, panna Zuzanna zbiegała ze schodów, gubiła klucze, domowi jej nie poznawali, takie ją opanowywało wzruszenie...
Co wycierpiała gdy Augustyn postanowił pójść do oddziału, gdy go potem przywieziono ze strzaskaną ręką do domu — jeden Bóg wiedział tylko... Trwoga o niego zmieniła ją do niepoznania, dnie i noce trawiła przy jego łożu, zalewając się łzami, modląc się i nie odchodząc, chyba do kościoła, gdzie krzyżem leżała prosząc Boga, aby go im zachował.
Od tej chwili Gucio z ideału młodzieńca stał się dla niej bohaterem... Dawniej już ubolewała nad tem, że nie znajdzie dlań na świecie godnej niewiasty — teraz mniej jeszcze przypuścić mogła, by która kochać go była wartą i losy jego podzielać. Gucio stał tak wysoko w jej przekonaniu, iż królewnej dlań było za mało...
Młody chłopak płacił tę miłość macierzyńską przywiązaniem i poszanowaniem synowskiem, miłością dziecięcia...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.