Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

tu jesteś, a nie mogąc się zbliżyć... U stołu była mowa o pięknej sąsiadce, musiałem udawać, że nie słyszę... Ale tak długo nie wytrwam... Niepodobieństwem jest dla mnie żyć w fałszu i wykradać się, aby cię widzieć. Nie mam zapewne potrzeby spowiadać się przed ojcem z uczuć moich, ale nie podobna, żebym udawał ciągle, iż jestem wam obcy i nieznajomy... Toby było nad siły moje...
— Zrobisz, jak zechcesz — odpowiedziała Ewelina.
— Muszę powiedzieć, że was u wód poznałem — rzekł Augustyn wzdychając — choćby to miało podejrzenie obudzić. Ale nie będzie to wam przykre, zwracając zbytnio mojego ojca uwagę?...
— Mnie? — zawołała Ewelina spokojnie. Pojmujesz, żem tu nie przybyła w nadziei, iż jak Cezar przyjdę, spojrzę i zwyciężę. Gotową jestem na walkę, boleść, oczekiwanie, na przykrości i sceny... Wyobraźnia moja, zbrojąc mnie przeciw wszystkiemu, co spotkać może, wcześnie wyczerpała wszelkie prawdopodobne wypadki... na które się dobrowolnie narażam, a serce się ich nie ulękło... Rób więc jak uznasz godniejszem dla siebie i dla nas, choćby to przykrzejszem razem być miało... Jeźli to przyśpieszy... choćby wybuch nawet, a rozjaśni położenie nasze, tem lepiej. Jako sprzymierzeńca, spodziewam się co dzień tu hrabiego Starży, który mi obiecał nadjechać. Zna waszego ojca...
— Tak, widzieli się w Wiesbadenie i byli z sobą od pierwszego spotkania bardzo dobrze...