Chłodno więc, o ile mógł, podniósłszy głowę — rzekł:
— Pani Skrzycka?... Zdaje mi się, że ją u wód w Wiesbadenie poznałem... Hrabia Starża mnie prezentował tej pani.
Ojciec powoli zwrócił na niego oczy, nie okazując, aby go to wyznanie nazbyt dotknęło, ale ciotka aż się porwała z krzesła.
— Jak to? znasz ją? — zawołała — i nic nie mówisz? znasz? ale powiedzże mi zaraz, kto, co, jak? Przecież kiedy ją widywałeś... coś od nas więcej wiedzieć musisz?...
— Jeźli ta sama jest — spokojnie odpowiedział Gucio, na którego ojciec patrzał z uwagą, ale nie okazując zbytniego zajęcia — jest wdową, zdaje mi się z Galicyi, osoba bardzo majętna, wykształcona i miła.
— Hrabia Starża ją zna? — spytał Moroz — to ten sam, który był u ciebie za mojej bytności? nieprawdaż?
— Ten sam — rzekł syn.
— A miły człowiek, przyzwoity, ale dyable arystokratyczna figura!...
— Więc i ta pani — przerwała Zuzanna — liczy się pewnie do arystokracyi... galicyjskiej?
— Może, nie wiem — rzekł Gucio — ale o ile z rozmów wnosić mogłem, nie obyczajem i przekonaniami...
— Tak — przerwał stary — wiedząc, żeś asan synem kupca, naturalnie z temi przekonaniami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.