Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

służyłam. Serce moje przeczuwa jakąś tajemnicę, przysięgam ci, że nic nie wiem i że tylko instynktem przywiązania mego do ciebie zgaduję wszystko. Bądź ze mną szczerym... Guciu...
Augustyn pocałował ją w rękę, ona go w czoło.
— Instynkt ten wasz macierzyński nie zawiódł — rzekł z cicha — tak jest, znam tę panią, jest to kobieta wyższa nad ideał, jaki wymarzyć mogłem... Kocham ją...
— Ona też ciebie? — dodała żywo ciotka — to nie może być, żeby ona cię nie kochała... Przybyła tu dla Gucia? nieprawdaż? Obawiacie się ojca! A! wszystko! wszytko odgadłam, widziałam, jak na dłoni... wprzódy, nim mi powiedziałeś słowo... Mówże mi wszystko, spowiadaj się szczerze... niech wiem, co z tem począć. Ona jest śliczna! śliczna... i takiego coś ma szlachetnego w sobie...
Opowiadanie Gucia, mimo najszczerszej chęci, nie da się powtórzyć, było to coś tak żywego, przerywanego, dopełnianego ruchem, odgadywanego w połowie kochającem sercem... czego słowy zimnemi odmalować niepodobna.
Augustyn wyznał się przed swą opiekunką nie tając nic, usiłując żywemi barwami przedstawić jej swe przywiązanie, swój ideał, poświęcenie tej ubóstwianej istoty, a wreszcie obawy o ojca i jego surowość.
Ciotka słuchała, płakała, ściskała go, użalała się, łamała ręce, chodziła po pokoju, szukała środków i odrazu poślubiła sprawę dziecięcia gorącem, kochającem swem sercem.