pęta, stanowi o ruchu, o chodzie myśli, o jej polocie i barwie...
Niema najmniejszej wątpliwości, że w charakterze tej części społeczności naszej, która się posługuje francuzczyzną nieustannie, odbija się silnie wpływ tego języka. Nie stajemy się przezeń Francuzami, ale jakiemiś hybrydy, mieszańcami, czemś nieokreślonem, pośredniem, tem mniej wartem, że pochodzenie i natura tych dwóch języków są niezmiernie różne, a wpływ ten, możnaby powiedzieć, naturalnym nawet nie jest. Myśl, skuta tą mową, maleje, ogranicza się, nawyka posługiwać się wyrobionemi, gotowemi frazesami, leniwieje... hybrydzieje...
Świetnie ci ludzie występują zawsze w początku... ale zapas ich wyczerpuje się prędko... w kilka dni możesz odgadnąć z góry, co te lalki powiedzą. Tak im wygodnie z gotowym dowcipem, wykrzykiem i całkowitemi peryodami konwencyonalnemi, że już ani potrzebują, ani mogą zdobyć się na coś własnego. Jak Francya mało tworzy a wiele przeżuwa, tak nasi Polono-gallowie zapożyczają ogromnie, a myślą mało... Po cóż się trudzić zdało, kiedy tyle jest cudzego, czego nikt brać nie broni?
Wpływ niemiecki, równie szkodliwy, jest cale inny... Hybrydy z niego wyrastają, co często mowy własnej użyć nie umieją — ale się myśleć szeroko i samodzielnie wyuczyły. Trudno im potem mimo, pracy całego życia nałamać się do swobodnego mówienia po polsku, zawsze czuć ten szyk twardy,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.