wielbili dowcip córki, jej talenta i niezrównaną śmiałość naiwną...
Popsute trochę dziecię, zajmowało też sobą i swą francuską wyższością wszystkich aż do zbytku, chociaż z całą grzecznością gospodarzy, Zuzanna i Gucio, poklaskując popisom, mieli jakieś fizyognomie smutne i zakłopotane...
Wśród herbaty, na żądanie papy, Adelka deklamowała bardzo śmiało jakąś scenę z Atali, potem medytacyę Lamartina, śpiewała aryę włoską, grała na fortepianie (który się jej po własnym Pleyelu nie podobał) kompozycyę szumną Willmersa... słowem popisywała się, jak prawdziwa pensyonarka.
Wieczór zszedł na adoracyach ciężkich i wszyscy odetchnęli, gdy grzeczny Gucio gości po jedenastej sprowadził do bramy, zaproszony, wraz z rodziną, na wieczór w parę dni potem do Bessera. Nie wracając już do salonu, młody człowiek znudzony i smutny poszedł prosto do siebie.
W bawialni około ruin herbaty, tortu i całego przyjęcia, została sprzątając reszty troskliwie p. Zuzanna i stary Moroz. Widocznie chciał on wybadać wrażenie, jakie Adela zrobiła na siostrze, sam niezupełnie będąc zadowolony.
Po chwilce milczenia zagadnął:
— No i cóż siostra mówisz na to śliczne dziecko?
— Śliczne dziecko... tak! — odpowiedziała Zuzanna.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/260
Ta strona została uwierzytelniona.