Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

Na te słowa właśnie, drzwi się otworrzyły, baronowa krzyknęła z radości zobaczywszy Augustyna.
Starża się uśmiechnął.
— Chcesz — spytał — bym ci powtórzył te słowa, na które właśnie wszedłeś?
— Byłoby to zupełnie zbytecznem — rzekł uśmiechając się młody człowiek — bom chcąc niechcąc słyszał je już na progu. Na nieszczęście, przykre mi zrobiły wrażenie, bo gotowiście sądzić, iż one spowodowały nieodmienne postanowienie moje, z którem tu przyszedłem. Położenie w istocie jest trudne dla pani i do mnie należy starać się wyprowadzić z niego. Dajcie mi tylko pozwolenie, dziś jeszcze otwarcie z ojcem mówić będę...
Milczenie.
Hrabia spojrzał na Ewelinę — ona, tak śmiała zwykle, siedziała strwożona.
— A jeśli ojciec rozgniewany nawet widywać się nam zabroni? — spytała.
I znowu w milczeniu przeszła chwila.
Gucio się odezwał:
— Mam lepsze nadzieje i proszę o błogosławieństwo...
Schylił się przed Eweliną, ta wyciągnęła rękę i usta przyłożyła do jego czoła.
— Idź — odezwała się — rób, co ci serce twe radzi... Co Bóg da, to da — ja wytrwam...
— Ja także — dodał Gucio — idę natychmiast, naradzę się z ciotką i dziś... dziś...
— A! dziś...
— Losy się rozstrzygną...