Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

był on krewnym tego hrabiego, którego niby miała znać w Petersburgu, a którego w istocie na świecie nie było. Słowem, rzuciła tak obfite nasienie niewiary w umysły Burskich, że ci powoli wycofywać się zaczęli.
Pannie Hersylii niezmiernie zręcznie podsunęła hrabina Francuza, urzędnika w Ministeryum Spraw Zagranicznych, Vicomta, człowieka, z którym ze wszech miar Darnocha mierzyć się nie mógł. Temu poddmuchnęła, ażeby en sous oeuvre podjął przez p. Wincentego rozpoczęte wmawianie dystynkcyi... w pannę Hersylię. Z ust Francuza miało to wyższą jeszcze wartość i było potwierdzeniem w niej opinii, jaką powzięła o sobie. Burscy stygli dla konkurenta, panna Hersylia była w złym humorze, znalazła powód do małego sporu i mimo największego spłaszczenia się, pokory, przeprosin... p. Wincenty został najwyraźniej, stanowczo... usunięty.
Znalazł się tedy wkrótce na bruku, odepchnięty przez hrabinę, przez Burskich, i gdy się wszyscy rozjeżdżali, został sam, z małym groszem a żadną na przyszłość nadzieją. Upadek ten piorunem spadł i przygniótł go... Z rozpaczy poszedł do stolika gry, ostatkami począł grać z różnem szczęściem z razu... potem tak już niefortunnie, iż do ostatniego zegarka puścił wszystko... Ktoś mu wówczas pożyczył tyle, ile było potrzeba, ażeby się dostać do Poznania.
Chociaż się źle rozstali z Guciem, Darnocha nadto go znał, by powątpiewał, iż u niego pomoc znajdzie i litość.
Pokorny, grzeczny, smutny — zapukał do drzwi dawnego towarzysza — malując mu swe położenie w najżywszych kolorach, odzywając się do jego