Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem dziwaczka, despotka i... zostawuję tu pana, abyś sprawdził swój domysł... Czekam z obiadem...
Uśmiechnęła się, Starża zawahał, ale z powagą przyjąwszy wyzwanie, począł się przechadzać po ulicy... Szukał sposobu, aby się zbliżyć do młodego człowieka.


Książka mu nastręczyła najlepszą ku temu sposobność. Na ławce było dużo wolnego miejsca... przysiadł...
— Widzę z Mickiewicza, żeśmy ziomkami — odezwał się po chwili, do zdziwionego dość i zmieszanego nieco młodzieńca... który milcząco mu się ukłonił..
Młodzieniec miał prawo być tak zdziwionym, jest bowiem rzeczą nadzwyczajną, aby dwóch nieznajomych Polaków, spotkawszy się zagranicą, przemówiło i zbliżyło się do siebie.
Nie wiem, czy inne narodowości w podróżach trzymają się tego zbawiennego prawidła, żeby swoich unikać, ale co do nas, tysiączne doświadczenia uczą, iż nic tak nie przeraża, jak zetknięcie się z ziomkami.
Ziomków tych jest tyle różnych rodzajów, gatunków, podgatunków... mogłoby się trafić na... republikanina, demokratę, na spiskowca... na korespondenta dziennika warszawskiego, na kollaboratora gazety narodowej, na... zbierającego jaką składkę, na wracającego od Mazziniego, lub jadącego do Ga-