Szczyciła się nawet biletem poetycznym W. Hugo.
O jednym tylko mężu dotąd w żadnej rozmowie nie było nigdy wzmianki, mistyczna ta postać nikła tak, że ściśle oznaczyć nie było podobna... czy jeszcze istniała na świecie żyjących... lub dostąpiła już chwały niebieskiej.
Hrabina Kaisersfeld przybyła do Wiesbadenu nieznaną prawie nikomu... ale nazajutrz już miała dwór, przyjaciół, czcicieli, wielbicieli i koteryę.
Szczególniej mężczyźni, powierzchowności pięknej i młodzi, powoływani byli na służbę. Kazała ich sobie prezentować, a kto raz mówił z nią pół godziny, już był podbitym. Najwytrawniejsi potracili głowy, ale najdziwniejszym sposobem każdy z nich ubolewał nad towarzyszami, a sam jeden miał się za najszczęśliwszego wyłącznie. Takich najszczęśliwszych było z dziesięciu...
Do kobiet nietyle miała szczęścia piękna hrabina, wszakże potrafiła i z nich wkrótce uwić sobie dosyć piękny wianuszek. Rozumie się, że w otoczeniu swojem królowała.
Opisać, jak wyglądała ta piękność dojrzała, posągowa... jest nad wyraz trudno. Twarz miała regularną i prawdziwie klasycznych rysów... białości może nieco zbytecznej, ale mączka ryżowa chłodzi w czasie upałów... Figura, kibić, ramiona i ręce niezrównanych były kształtów...
Na pierwszy rzut oka czarowała, ćmiła, zachwycała... oczy jej, strzelające śmiało, zabijały od pierwszego strzału.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.