Spójrzyj na dzieci twoje, na tę ziemię biédną,
Spójrzyj na boleść naszą i wznieś wzrok do syna,
Niech i dla nas wybije spoczynku godzina,
Ty grzechy ludów możesz zmazać łzą twą jedną,
Ty go przebłagasz prośbami,
O matko! módl się za nami!
Mistrze boleści — święci męczennicy ducha,
Bracia we łzach którzyście przebyli to życie
I znacie blizny ciężkie naszego łańcucha,
Bój przetrwali zwycięzko i ucisk nasz wiécie
Niechaj dłoń wasza czoło znużone przytuli,
Niech duch zstąpi od niebios na pole cierpienia.
Co my dzisiaj czujemy i wyście to czuli,
Nas to oślepia co was rozpromienia....
Ręce ku wam wyciągam bezsilne i drżące,
Oczy podnoszę łzawe, usta błagające.
Ratunku żebrzę w pokorze,
Kropli wody, złomku chleba,
I co zasilić nas może
Głosu z niebios, ducha z nieba.
Wy coście milcząc przeszli tę drogę skalistą,
W łonie ból, na powiekach unosząc łzę czystą,
Coście jękiem daremnym ust nie pokalali,
Dajcie na pierś rozbitą zbroje z waszéj stali.
Opuszczeni, wzgardzeni, zdradzeni, popchnięci
Od swych dzieci zaparci, przez braci wyklęci,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hymny boleści (1879).djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.