Idźmy z krzyżem na barkach, i na piersi z krzyżem.
Krokiem śmiałym, sercem chyżem,
A włócznię, co nam piersi przeszywa skrwawiona,
Całujmy cisnąc do łona.
Biada kto upadł w drodze i jęczy napróżno,
Biada kto sakwę rzucił przed czasem podróżną,
I kto z ziemi ratunku wołał, a nie z nieba,
Nam wytrwać, iść i skonać błogosławiąc trzeba.
Gdy siły się wyczerpią, kiedy skroń się skłoni,
I serce bić przestanie, i pot zimny zleje,
My krzyża z osłabionéj nie puszczajmy dłoni,
I patrząc weń straconą odzyszczmy nadzieję.
Cicho — pusto — głos wichru szyderstwa przynosi,
Zapaśnik opuszczony w cyrku leżąc kona,
I zemdlony na chwałę Panu głos podnosi,
A nad czołem męczeńska świéci mu korona.
Krzyż nasz nieśmy z uśmiéchem i twarzą pogodną,
Bo jedna boleść cicha jest boleścią płodną.
Skroni nie posypujmy czernią i popiołem,
Męczennicy z obliczem umrzyjmy wesołém.
Marzec, 1857 roku.