Ta strona została uwierzytelniona.
ły, chciałem się jeszcze na drugi bok przewrócić, wtém słyszę, któś wszedł, zbliża się i wrzeszczy mi nad uchem:
— Dzień dobry! dzień dobry! —
A wrzeszczał tak, jak gdyby jego życzenie dnia dobrego mogło w istocie dzień dobrym uczynić.
Musiałem mimo woli i ochoty rozbudzić się, i ziewając, podałem rękę przybyszowi, który, jako serdecznie kwalifikujący się na przyjaciela, zaraz mi z łaski swojéj udzielił szczodrze wszystkich plotek, chodzących po mieście.
— O tobie — rzekł wreście, wysypawszy wszystko — mówią wiele, szkoda tylko, że niedobrze. —
— Naprzykład, coż tam? Baronie Hieronimie! dawaj herbatę. —