Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
—   98   —

— Uratowany jesteś! a miejże rozum na drugi raz! a miej rozum!
Nie dał tego jednak poznać po sobie, iż mu się lżéj zrobiło i na pozór się zasępił, westchnął z pewnym melancholicznym wyrazem.
— Mój Wydro! — odezwał się — ja nikomu znowu szczęścia odbierać nie chcę, Bóg z wami! Choć z bólem, cofnę się. Nie ma co mówić, ale warunek jeden.
— Jaki? jaki? — podchwycił żywo, uszczęśliwiony ekonom — co jaśnie pan każe.
— Nie chcę, aby mnie palcami wytykano i śmiano się, że mnie jak kota od mleka w wigilię ślubu odsadził ktoś. Dajcie słowo! ani mru, mru!
Zaczął go po ramionach całować Wydra.
— A! jaśnie panie, dobroczyńco mój! nikt od nas nie wiedział i wiedzieć nie będzie. Pan jesteś szlachetny, wspaniałomyślny.
Mondygierd uchylił głowę przed temi pochwałami, na które czuł, że nie zasługiwał, wewnątrz robiło mu się błogo, spokojnie, jakby kto z więzienia wypuścił.
— Niechże jaśnie pan dopełni ten dobry uczynek — dodał Wydra — i zajedzie do nas na zaręczyny, aby Adela się przekonała, że się pan na nią nie gniewa. Dziewczyna honorowa, gdyby pan się uparł, słowo daję, poszłaby była za pana, choć tamtego kochała.
Mondygierd głową potrząsnął tylko.